środa, 28 listopada 2007

Uprzejmość ludzka nie zna granic...

Historia jednego spaceru..

Dzis wyszłysmy z mamką na spacer. Żeby wyjsć z naszej klatki, trzeba pokonać najpierw super przemyslany próg, czyli taki który z obu stron jest przeszkodą, a potem jeszcze półtora rozklekanego schodka.A drzwi, żeby się nie zamykały trzeba sobie samemu przytrzymać. Więc troszkę się trzeba nagimnastykować z tym moim powozem. No i przy pokonywaniu tej przeszkody - z naprzeciwka pojawiają się ludzie ;) mamka się ucieszyła, że choć drzwi przytrzymają to rachu ciachu i już wyszłymy. Pani miała gdzies z 50 lat, pan troszkę starszy. No i co się stało?? Ktos musiał komus ustąpić... Szanowni Państwo z wciągniętymi brzuchami przeszli obok wózka niejako zmuszając nas do ustąpienia miejsca... i poszli do góry... A my same na ten tor przeszkód... To się nazywa uprzejmosć...

Śłodko śpię

Kto mi wytłumaczy jaki ma związek niemożnosć zapadania w sen, przeze mnie, kiedy nie mam przykrytych rączek? Jaka spiąca bym nie była, to kiedy macham rączkami tylko przewalam się z boku na bok i marudzę, ale kiedy tylko przykryją mi rączki zasypiam w sekundę! To jest dopiero odkrycie ;)

wtorek, 27 listopada 2007

Język ciała niemowlęcia ;)

Mądre książki mówią, że jak nie niemowlę rusza główką z boku na bok to jest zmęczone. A to ciekawa teoria, bo ja od kiedy odkryłam, że można tak ruszać to robię to bez przerwy ;) w dzień, w nocy, przy zabawie, we snie ;) Czy to oznacza, że jestem wiecznie zmęczona?? hmmmm chyba nie...

Łóżko... łóżeczko..

Kolejna noc za nami. Kolejna wspólna noc chciałam powiedzieć. No nie wiem dlaczego, ale nie lubię łóżeczka. Bo kto by tam chciał spać za kratami? I zimno tak też jakos.. Do tego tłok troszkę.. te misie.. miski... A rodzice mają wielkie łoże i nawet jak sami spią to jeszcze zostaje im dużo miejsca.. Do tej pory spałam grzecznie, czyli gdzie mnie położyli, tam się obudziłam, ale dzis w nocy pokazałam, ze pazurki to ja posiadam i wierciłam się, kręciłam się... co pobudka to byłam gdzie indziej... No i co? Tak chyba już zostanie ;) ?!

piątek, 23 listopada 2007

Nowe umiejętności

Zapomniałam napisać , że nabyłam nowe umiejętnosci. Tak to się mówi nabyć umiejętnosci? Potrafię już usmiechem, moim jakże pięknym szczerbatym, odpowiadać na usmiech :) :) :) Potrafię też nasladować pewien dziwny dzwięk, który wydobywa się z ust mamki dosć często. Nie wiem za bardzo jak ten dźwięk nazwać, choć pewnie ma jakąs nazwę. Oczywiscie, ponieważ mam swój rozum ;) robię to tylko przy mamce i tataszce. Żadna pokazuwa/pokazówa nie wchodzi w grę. Próbowali mnie wczoraj nakręcić na kamerę, ale oczywiscie udawałam, że nie wiem o co im chodzi. I nie wydobyłam z siebie ani jednego dzwięku, a oni robili z siebie durnia ;)

PS cos nam się zepsuło i nie wiedziec czemu z "s" nie możemy zrobić polskiej literki "si" :) ale znając życie jutro wszystko wróci do normy.

dobrej nocki życzę ;)

Tornado

Przez nasze mieszkanie przeszło TORNADO.

Dzieje się tak zawsze, kiedy mamka postanawia, że będzie scrapować. Rozkłada więc wszystkie swoje bibeloty, a ponieważ praca idzie jej zawsze strasznie wolno i zrobienie najprostrzej rzeczy zajmuje kilka dni, to bałagan się powiększa i powiększa... I tak powstaje Kraina Niekończącego Się Rozgardiaszu. Teraz się zawzięła i popełnia prezenciki mikołajkowe dla dwóch kumpelek z forum :) I to zajmuje ją do tego stopnia, że jak tylko się przebudzę choć na sekundę ta podbiega, podsuwa Mleczną Krainę, no a kiedy już sobie pociągnę to robi mi się tak błogo, że zasypiam dalej. Tylko dziwi się później, że budzę się o 4 w nocy i mam zajawkę na zabawę przez 2 godziny.. A jak może być inaczej skoro wyspię się już za dnia??

wtorek, 20 listopada 2007

Nowa zabawka

Wczoraj dostałam od rodziców nową wielką zabawkę :) :) :) :) !!! Matę edukacyjną :) Gra, świeci i chyba tylko zakupów nie robi i nie sprząta ;) nawet mi się spodobała :)






Ale zabawki zabawkami nie ma jak u taty :)




Pyszności

Babcia Iwonka super się przygotowała w niedziele na nasz przyjazd. Oprócz wielkiego obiadu zrobiła przepyszna sałatkę z nowego przepisu i upiekła przepyszne ciacho (zawsze piecze, ale to zrobiła po raz pierwszy). A oto przepisiki:


SAŁATKA MIGDAŁOWA

4 łodygi selera naciowego pokroić cieńko
30 dag winogron
0,5 paczki płatków migdałowych
1 pierś z kurczaka pokroić w kostkę i podsmażyć
1 łyżka natki pietruszki

SOS

2 łyżki kwaśnej śmietany
3 łyżki majonezu
2 łyżki soku z cytryny
2 łyżki miodu

Najsmaczniejsza jak postoi troszkę w lodówce



CIACHO

6 kwaśnych jabłek pokroić w kostkę
10 dag orzechów włoskich rozgnieść troszeczkę
10 dag płatków migdałowych - część do ciasta część na posypkę
1,5 szklanki cukru+ 4 jajka zmiksować, stopniowo dodawać 2 szklanki mąki+ 1 łyżeczkę proszku do pieczenia +1 łyżeczkę płaską sody + 3/4 szklanki oliwy + zapach + cukier waniliowy

wszystko wymieszać i piec ok 50 min w temp. 170 stopni

POLEWA

1/4 kostki masła
2 łyżki kakao
3 łyżki cukru pudru
2 łyżki wody - wszystko rozgrzać do wrzątku i polać ciasto


SMACZNEGO!!

poniedziałek, 19 listopada 2007

Leniwa sobota... pełna wrażeń niedziela...

Ach jak nas tu dawno nie było. Ostatni post ze środy. A od środy tyle się wydarzyło ;).

Dalej ćwiczymy leżenie na brzuszku i podnoszenie główki. Z dnia na dzień idzie nam coraz lepiej :)

Dostaliśmy ostatnio paczkę od ciotki Angieliny i wujasa Lukasa, a w niej przepiękne ciuszki dla mnie. No i mamka tak się w nich zakochała, że od czwartku tylko w ten komplet mnie przywdziewa... normalnie jakbym nie miała nic innego :). Ale dobrze, bo to rozmiar 56 jest, więc niedługo już mnie w to ubierać nie będzie.

W sumie tak sobie myślę, że od środy niewiele się u nas zmieniło. Z nowości to opanowałam do perfekcji przechodzenie z jednego barku na drugi. No i teraz jak mi się odbije już to spaceruję sobie tak z lewej na prawą i z powrotem.

Poza tym tataszka wprowadził nową zabawę ze smokiem, ponieważ ja go nie za bardzo lubię. I nie smokam go w ogóle. No i tak jak wymienia mamkę, to bierze smoka i drażni się ze mną. Tylko potem, jak mamka już wróci i przystawia mnie do piersi, to zapominam, że to nie smok i bawię się równie dobrze ;) zamiast zajadać :)

Rodzice odkryli też moją małą tajemnicę... Otóż mamka jak układa mnie do snu to zasypia z reguły szybciej niż ja, więc sama nic nie zauważyła. Ale ostatnio zrobili podmiankę, nawet sama nie zauważyłam, że zamiast mamki tataszka leży koło mnie... No i właśnie wyczaił, że co kilka
chwilek, na śpiocha, sprawdzam(poprzez wyciąganie rączek), czy ktoś leży obok mnie. Jak natknę się na ciepłe ciałko to zasypiam dalej, ale jak się nie, to budzę się i wzywam towarzystwo ;)

W sobotę byliśmy u doktora :) To była moja pierwsza wizyta od kiedy wyszliśmy ze szpitala. Musieliśmy zrobić usg bioderek. No i lekarz kazał mnie dalej pieluszkować tylko zmienić pieluszki tetrowe na flanelowe. Teraz mam nóżki szerzej, ale nawet mi to nie przeszkadza, bo nie wiem jak to jest być bez tych dodatkowych pieluszek. Wiec nie sprzeciwiam się.

W niedzielę za to rodzice zafundowali mi prawdziwy maraton. Najpierw poszliśmy do dziadka Leona zważyć mnie. Zawsze robimy to w niedzielę :) I ważę teraz 4630 g, czyli całkiem całkiem mi to mleczko mamki służy :) Jak dziadek wziął mnie na rączki, to sprzedałam mu wieeelki uśmiech, najpiękniejszy z możliwych :)




Potem prosto od dziadka wybraliśmy się w Moją Pierwszą Podróż. I pojechaliśmy do Koszalina. Na pewno dużo się po drodze działo, ale ja niestety jak tylko wsiadam do samochodu od razu zasypiam, więc za dużo nie widziałam. U babci zjedliśmy przepyszny obiadek i ponieważ pogoda była świetna, szybciutko wybraliśmy się do Mielna nad morze :)

Tu z mamką przywdziana oczywiście w dresik przecudnej urody od ciotki Angeliny.




Nad morzem pogoda była cudna, jak na tę porę roku oczywiście. Całkiem przyjemnie, zero wiatru, i co dziwne naprawdę niewiele ludzi. Przy okazji więc napstrykaliśmy sobie tonę zdjęć :) Jak zawsze zresztą :)





















środa, 14 listopada 2007

Zła zima ;)

Hu! Hu! Ha! Nasza zima zła!
Szczypie w nosy, szczypie w uszy
Mroźnym śniegiem w oczy prószy,
Wichrem w polu gna!
Nasza zima zła!

Hu! Hu! Ha! Nasza zima zła!
Płachta na niej długa, biała,
W ręku gałąź oszroniała,
A na plecach drwa...
Nasza zima zła!

Hu! Hu! Ha! Nasza zima zła!
A my jej się nie boimy,
Dalej śnieżkiem w plecy zimy,
Niech pamiątkę ma!
Nasza zima zła!



Wyglądam sobie przez okienko.. patrzę i nie wierzę... co się tam dzieje... jakieś nowe zjawisko atmosferyczne.... takiego czegoś to w życiu nie widziałam ;) I już żałuję, że taka mała jestem, bo z chęcią poleciałabym na sanki !!!



A ponieważ na sanki za bardzo nie mogę... Pomijam juz nawet fakt, że takowych nie posiadam to ćwiczyliśmy sobie podnoszenie główki. Mamka wyczytała, że niby 10 min dziennie ćwiczyć powinniśmy ;) U nas to trwa zdecydowanie krócej, bo ja za bardzo nie wiem o co chodzi i szybciutko się nudzę, przerzucając jednocześnie na plecki. Więc mamka mnie też za długo nie męczy. Jak już będę gotowa to podniosę sobie główkę do samego nieba!!





I kolejny dzień za nami... ah jak ten czas szybko leci..

wtorek, 13 listopada 2007

Mam już miesiąc !!!

Dziś jest wielki dzień! Moja miesięcznica :) Imprezkę czas zacząć ;)

Ależ się przez ten miesiąc zmieniło... hohoho.. A ile się nauczyłam... hohoho..


Co lubię?
  • cycać- to zdecydowanie najlepsze, co spotkało mnie w pierwszym miesiącu życia :)

  • spacerować po domku, przewieszona przez bark (im wyżej tym lepiej, czyli najlepiej tataszki), dzięki czemu mogę zwiedzać do woli. Ponieważ dopiero teraz zaczynam widzieć w kolorze, a mój domek jest super kolorowy- tym bardziej muszę obserwować co się w nim dzieje!

  • być huśtaną przez tataszkę

  • kąpać się, choć w wannie tylko leżę i nie pluskam się sama ;) sprawia mi to ogromną radość

  • muzykę wręcz uwielbiam! cały dzień gra u nas radio, a jak mamka o nim rano zapomni to nie zasnę dopóki go nie włączy! cisza jest do zniesienia, ale tylko w nocy :)

  • leżeć na golaska- wręcz uwielbiam (to chyba po mamce)

  • być przewijaną- to mnie zawsze uspokaja... jak tylko mamka położy mnie na przewijaku- milknę ;)

  • robić kupala w nowego pampersa... kto by tam robił w mokrego pampersa! Jakaż to frajda zrobić to w nowego, takiego co to ledwo 3 minuty mam, no może 1,5 minuty :)

  • zasypiać przy piersi - uwielbiam! ubóstwiam! Z piersiątkiem w buzi, czy z główką na nim.. Uwielbiam!! Muszę czuć, że mamka jest blisko, wtedy czuję się bezpieczna :)

Czego nie lubię?

  • leżeć na pleckach

  • porannej toalety, a w szczególności przemywania oczek
  • czkawki, a dopada mnie ona codziennie

  • witamin! nienawidzę! do buźki pasują tylko: pierś mamki i moje rączki, a nie pipetki z witaminami brrrrr

  • ciuszków- jeśli by zależało to ode mnie to paradowałabym tylko na golaska. Fatałaszków, jakie piękne by nie były, i tak nie lubię..

  • zimnych rąk mamki- szalona czasem jak podejdzie do mnie z tymi zimnymi łapskami i zabiera się za smarowanie kremikiem całego ciałka... na samą myśl o tym dostaję gęsiej skórki...

  • gości- tzn. same wizyty są ok, dostaję zawsze dużo prezentów, ale potem jak już goście wyjdą to nie mogę spać, dostaję kolki, i płaczę, płaczę, płaczę...

  • być werandowana oraz spacerów, ale to chyba bardziej wynika z faktu, że opatulona zostaję wtedy tak że ani ręką ani nogą ruszyć nie mogę, a nie z faktu samego znajdowania się na świeżym powietrzu

Co potrafię?


  • uśmiechać się- we śnie i na jawie ;)

  • trzymać główkę w miarę stabilnie (kiedy jestem przewieszona przez bark)

  • przewracać się z boku na plecki (ktoś by powiedział ale mi wyczyn!! Ale dla mnie nie lada i powód do dumy ;P)

  • zasypiać nie ciumkając piersi, i choć zdarza się to rzadko to jednak okazuje się, że potrafię..

  • czuwać w dzień zdecydowanie więcej, niż napisano w mądrych książkach, że powinnam

  • gaworzyć- jeszcze co prawda nie za dużo, ale co chcę przekazać- przekażę

Co przez ten miesiąc zmieniło się w życiu mamki??

Hmmm właściwie jedna sprawa tylko... czyli WSZYSTKO!

  • wróciła do wagi sprzed ciąży i nie dość, że mieści się już w swoje stare jeansy to nawet od kilku dni obrączkę znów nosi :)

  • nie ma czasu na nic

  • co drugi dzień (bo mniej więcej co drugi dzień cały przesypiam i co drugi włącza mi się płacząca i nie śpię)- nie ma czasu na nic to mało powiedziane- śniadanie, prysznic, a nawet mycie zębów... zapomnij!

  • nie wychodzi z domu, ostatnimi czasy choć do sklepu się wybiera jaka tataszka siedzi ze mną

  • do fryzjera wybiera się jak sójka za morze ..., a już od dawna wygląda bardzo niewyjściowo (pomimo faktu, że i tak nie wychodzi nigdzie). Nawet jak sobie rano łanie ułoży włosy to przez to że karmi mnie na leżąco, po 16 kiedy tataszka wraca z pracy i tak wygląda jak czupiradło ;)

  • nie scrapuje

  • nie siedzi prawie na necie, więc zaniedbała swoje ukochane forum i teraz totalnie nie może się na nim odnaleźć i nie wie nawet od czego zacząć

  • nie wie zupełnie co się na świecie dzieje, bo telewizji w ogólne nie ogląda

  • nie sprząta... i nie narzeka z tego powodu ;)

  • nie gotuje hmmm nigdy chyba nie gotowała

Co więc zajmuje ją 24 godziny na dobę?

Cycanie, zmiana pampuchów, cycanie, zmiana pampuchów, cycanie.. i tak bez końca... do tego dołożyć można jeszcze robienie z siebie wariata przede mną strojąc różne dziwne miny, próbując coś śpiewać (choć koło śpiewu to nawet nie stało, ale o tym szaaaa)... czasami tak patrzę na nią i zastanawiam się kto tu jest dzieckiem??


Co przez ten miesiąc zmieniło się w życiu tataszki???

Hmmm... jedna sprawa chyba tylko... NIC

Chodzi do pracy, jeździ na polowania, chodzi na siatkówkę... Co fakt to fakt, że nie jeździ na strzelnicę i na ryby, ale to tylko dlatego, że nie ta pora roku jest. Moje pojawienie się na świcie absolutnie w żaden sposób nie zaburzyło jego harmonogramu zajęć. Wychodzi kiedy chce, no może z imprez wraca troszkę szybciej. W nocy wysypia się, bo czasem słyszy jak ja się budzę, a czasem śpi jak suseł (no, ale ja nie płaczę w nocy). No dobra może troszkę mnie czasu z mamką spędza, bo ta ciągle tylko ze mną cyca...


Tak wyglądałam 13 października 2007 :)





A tak po miesiącu, czyli dzisiaj :) 13.11.2007

niedziela, 11 listopada 2007

Ah cóż to był za dzień...

Wczoraj znów mieliśmy gości. Przyjechała zniecierpliwiona rodzinka ze Szczecinka. Wujek Wiesiek, ciocia Agnieszka z Darianem i wujaszek Piotrek z Magdą. Czekali długo, bo 4 tygodnie, żeby mnie zobaczyć, ale w końcu udało się :) Przywieźli mi masę cudnych prezentów i tonę pampuchów, więc siusiać mogę teraz do woli :) Dziękuję Wam bardzo za wszystkie prezenciki :)

Jak przyjechali to jeszcze chyba przez godzinkę spałam sobie werandowana, potem przywdziana zostałam w sukienusię i do gości!! Cały dzień z nimi spędziłam, w między czasie 2 razy pocycałam sobie i mamka chciała mnie uśpić, ale nie dało się. Jak to goście w domu, a ja mam spać w pokoju obok?? Oj nie. Tym bardziej, że przyjechali oni do mnie, a nie do rodziców ;) Nie płakałam nawet, bo po co?? Towarzyska jestem przecież.. I nawet lepiej było mi u ciotki Agnieszki niż u mamki ;)Ogólnie było bardzo miło i śmiechu było co niemiara...










Za to jak goście pojechali- zaczęło się. Moje malutkie ciałko dostało tego dnia tyle emocji, że ze zmęczenia nie mogłam zasnąć. Zasypałam na 10 minut i budziłam się z płaczem. Okazało się nawet, że mleczny raj nie jest niestety lekiem na całe zło... I jak już nic nie pomagało, a wyczerpana byłam totalnie, rodzice przywdziali mnie w owieczkę i heja do auta poszpanować po mieście. W furze owszem zasnęłam i nawet długo nie musieliśmy jeździć. Wtedy spałam może przez godzinkę i znów to samo. Zasnęłam chyba o 23, znacznie później niż mamka ;) Ale za to odbiłam sobie to w nocy i obudziłam się rano dopiero o 5, a normalnie budzę się na jedzonko ok 1 i potem 4.


... Co ja za katusze przeżywam... mówię Wam!!!



Dziś już chyba jest ok. Choć od rana w ogóle spać mi się nie chce. I na 16 znów przybywają do nas goście. Ale dziś to ja już sobie chyba odpuszczę i bez stresu pośpię sobie w pokoju obok. Za dużo emocji jak na jednego maluszka w tak krótkim czasie...

sobota, 10 listopada 2007

Uśmiech maluje się na mej twarzy...

Najpierw się najadam tak, że brzuszek mi prawie pęka. Potem ciumkam sobie jeszcze troszkę i zasypiam. Właściwie nawet ciumkam sobie już przez sen.. I kiedy właśnie zasypiam, jak to ktoś powiedział zaczynam rozmowę z aniołkami- uśmiecham się. I to chyba właśnie zawsze na spotkanie z nimi. Uśmiech wtedy mam od ucha do ucha. Kilka takich pięknych maluje się na mej twarzy i zapadam w głęboki sen :) Mamka pierwszy uśmiech zauważyła już w pierwszym dniu mojego życia. Ale wtedy doznała szoku!! Przez cały ten okres, aż do przedwczorajszego czwartku próbowała strzelić mi wtedy fotkę. Niestety nigdy się to nie udawało. Ja, pomimo że spałam, dobrze wiedziałam, że ona czai się z aparatem i nie dałam sobie tego momentu uchwycić... aż do czwartku... tak śpieszyło mi się do rozmowy, że zupełnie zapomniałam o moim domowym paparazzi..




Ale jak na złość tego dnia zaczęłam też uśmiechać się również na jawie. Tzn wcześniej mi się to też zdarzało, ale bardzo rzadko. Raczej sporadycznie nawet. A o czwartku uśmiecham się, nieśmiało, bo nieśmiało, ale uśmiecham się :) kilka razy dziennie. I oczywiście tradycyjnie póki co nie daję się jeszcze sfotografować :)

Odwiedziny cioci Katarzyny i sukienkowy lans :)

Ale się dzieje!! Normalnie szok... brak słów... tyle nowych twarzy... tyle nowych zapachów.. ahh Goście goście goście !!

Wczoraj, czyli w piątek, była u nas ciocia Kasia :) z daleka przyleciała, żeby mnie zobaczyć... Dla niej frajda, a dla mnie męki, bo każde odwiedziny oznaczają tysiące zdjęć i bezustanne strzelanie lampą po oczach. Moja małe oczka za lampą nie przepadają. Choć nie przepadają to nawet mało powiedziane - nie znoszą, nie cierpią, nienawidzą! Ale przywiozła mi przecuny prezencik, więc zaciskałam zęby i pozowałam... No i mamka jak zwykle przywdziała mnie w sukieneczkę przecudnej urody, ktora zdecydowanie dodawała mi uroku :) No, a ciotka, ponieważ zna się nieco na tym i na tamtym ;) pokazała mamce jak masować mi brzuszek :) i to akurat było caaaałkiem miłe doświadczenie ;).







Ja więc dałam im czas na poplotkowanie i przez cały dzień byłam przegrzeczna, spałam jak suseł budząc się tylko co 3 godziny coby pocycać przez chwilkę... i dalej spałam... Tak naprawdę nie za bardzo chciało mi się spać, ale wiedziałam, że jak będę spała to mnie nie będą budzić i nie będą fotek strzelać :) Dzięki temu i wilk syty, i owca cała...




Tataszka był wczoraj w Koszalnie i przywiózł nam na obiadek przepyszne kalmary, z przeulubionej Restauracji Włoskiej . Ależ była wyżerka :) Mamaszka walczyła ze sobą strasznie, żeby nie połakomić się na ukochany sos czosnkowy, ale nie dała rady. Okazało się, że ma bardzo silną wolę- robi ona sobie z nią co tylko chce. Obawiała się później, że mi ten sos czosnkowy może mi nie za bardzo smakować, ale jakoś nie specjalnie go nawet poczułam...