Ale ciotka Ewelka zgotowała wszstkim niespodziankę. Przyleciała do Polski nie mówiąc nikomu poza mamką oczywiście i ciotką Agnieszką ;)
Przyleciała do Poznania i pojechaliśmy ją odebrać z lotniska.
Smakołyki na powitanie zostały przygotowane i zabrane:
malinki ;)
kubuś :)
ptasie mleczko ;)
I wiecie co ... dopiero na lotnisku przekonałam się co to ten murzyn jest.. Siedziały sobie dwie panie. Ale jakie czarne!! No już tak totalnie czarne czarne. Chyba z Afryki były. I jak je zobaczyłam to buźka mi sie otworzyła i wzroku oderwać nie mogłam... U nas na wsi takich czarnych ludzi to nie ma...
Po tych murzynkach w takim szoku byłam, że normalnioe ciotki Ewelki nie poznałam... Nie mogłam się jakoś otrząsnąć..
Samoloty widziałam.
Na schodach jeżdżących też byłam. To też był mój pierwszy raz :) co chyba widać hahaha.
Ogólnie byłoby ok, żeby nie fakt, że podróż tam i z powrotem trwała 8 godzin..
Ale warto było!! Widzeliście jakiego dostałam misia ;)
buźka
1 komentarz:
ah.wlasnie przegladam tu cala historie bloga i wpadlam na tego posta..az mi sie czasy przypominaja..piekne czasy.buziaki wam przesylam :* :*
Prześlij komentarz