W 40 stopniowym upale wracaliśmy do domu. Nie byłoby tak źle, gdyby do pokonania nie było 50 km. Dobrze, że chociaż klimę w samochodzie mamy, bo zapewne ugotowalibyśmy się wszyscy na twardo.
Po powrocie do domu czekała na mnie niespodzianaka.. Tulipany które dostałam od córki tydzień wcześniej ciągle stały.. Troszkę wyschnięte, a jednak stały... Szczerze dane ;)
Babcia Gienia czekała na nas cały ranek stąpając od okna do okna. Ledwo weszliśmy do góry, rozebrała małego i okazało się ze w szpitalu w szczecinku nie obcinają pępka tylko puszczają do domu z klipsem. No jak to z klipsem!! Poleciała do domu po nożyczki i odcieła go od razu..
Oczywiście nie liczy się fakt, ze mamy ledwo 40 metrów w domu.. Matylda się uparła ze wózek trzeba przynieść.. Bo mały w wózku będzie spał. Nie dało się jej przekonać i wózek trzeba było przytargać. Dobrze, ze nie trzeba było kanapy z pokoju wynosić...
Jak śpimy, to tylko w komplecie. Matylda, czyli mama lalki niegryzącej (nie pytajcie dlaczego wszystkie lalki jakie mamy w chacie maja na imię Kaśka, a ta jedna jest NIEGRYZĄCA)
Ogólnie mały, bardzo grzeczny, spał by tylko gdyby mógł. Młoda bardzo cieszy się z braciszka, jednak póki co krzyczy non stop. Wszystko by grało, gdyby tylko tak nie krzyczała..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz